Kiedy zajęcia dodatkowe szkodzą...

 

Wydaje się absurdalne, prawda? A jednak są sytuacje, kiedy czujny Rodzic musi dziecko jak najszybciej wypisać z zajęć dodatkowych (w tym z angielskiego), bo inaczej, niestety, dziecko może stracić chęć do nauki.

 

 

Jako Rodzice, mają prawo być Państwo nieświadomi wielu rzeczy z zakresu pedagogiki nauczania, psychologii dziecka, metodyki nauczania języka angielskiego – to jak najbardziej zrozumiałe. Dlatego często wierzą Państwo, że oddają dziecko w ręce kompetentnego nauczyciela – tak jak wierzymy w lekarstwa, jakie nam przepisze lekarz; zalecenia logopedów, którzy prowadzą nasze dzieci. Nigdy nie myślałam, że będę musiała pisać o tym, ale uważam, że Rodzice powinni wiedzieć, kiedy odpowiednio zareagować i zaufać swoim dzieciom. Niestety, ale co roku przychodzą do mnie Rodzice dzieci, które na innych zajęciach przeżywały taki stres, że skarżyły się na ból brzucha, budziły się z niepokojem po nocach, wymiotowały, płakały przed zajęciami, obgryzały wszystko z nerwów i śliniły się. Zazwyczaj zaczyna się tak, że dziecko po zajęciach mówi, że nie jest fajnie – nie podobają się te zajęcia. Później przekonujemy dziecko, że przecież nauka angielskiego jest bardzo ważna, przyda się w życiu, lepiej będzie szło w szkole – dziecko, mimo swojej niechęci, nadal uczęszcza na zajęcia. W końcu nie daje rady – zaczynają się sposoby, aby nie iść na zajęcia, na początku może i wymyślone, ale później – już nie. I niestety często dopiero na tym końcowym etapie, gdy dziecko przeżyło spory stres, zniechęciło się do nauki, wykształciło w sobie poczucie winy, że zawiodło rodzica – dopiero wtedy rezygnujemy z zajęć.

 

 

Wracając do pytania, kiedy zajęcia dodatkowe z angielskiego szkodzą?

 

 

 

  1. Gdy obywają się w atmosferze stresu. Kortyzol, hormon stresu i dziecko. Jak kortyzol wpływa na mózg – proszę to wygooglować. Stres, jakim są poddawane nasze dzieci w młodym wieku, wpływa nawet na ich zdolność uczenia się, są już najnowsze badania na ten temat.

  2. Gdy dziecko ciągle odmawia chodzenia na zajęcia. Proszę z dzieckiem rozmawiać o przyczynie niechęci – bez oceniania, bez krytykowania. Dziecko krytykowane może nie chcieć powiedzieć Rodzicowi dlaczego, lub skłamać – z obawy przed niezrozumieniem, wyśmianiem, itp. Czasem wyjściem jest zmiana nauczyciela/szkoły.

  3. Gdy nie widać postępów w nauce. Jeżeli dziecko chodzi już z miesiąc na zajęcia dodatkowe, no to jakiś postęp musi być – chociaż mały, ale jakiś! Niekoniecznie musi mieć to odzwierciedlenie w ocenach szkolnych, ale Rodzice sami poznają po swoich dzieciach, czy postęp faktycznie jest – np. polubiło angielski (a wcześniej nie lubiło), zaczęło śpiewać piosenki po angielsku, ładniej czytać czy chociaż samodzielnie odrobić zadaną pracę.

 

 

 

Jest kilka zasad, które są uniwersalne, a dotyczą warunków, w jakich zachodzi proces uczenia się – nauczania:

 

 

  1. Dziecko musi się czuć bezpiecznie! Musi nie bać się zadawać pytań nauczycielowi, czy prosić o pomoc.

  2. Dziecko musi lubić nauczyciela (nie bać się, ale lubić – nawiązać z nim dobry kontakt).

  3. Dziecko musi lubić swoją grupę – chociaż na tyle, by akceptować inne osoby w grupie. Jeżeli ktokolwiek dokucza w grupie, wyśmiewa – dziecko nie może skupić się na nauce, tylko przeżywa przykrości, które je spotkały.

  4. Dziecko musi być zaakceptowane takim, jaki jest – wbrew pozorom, jest to bardzo ważny element nauczania. Każde dziecko jest inne, każde inaczej się uczy. Techniki, jakie są używane podczas zajęć, powinny być różnorodne. Wykładając gramatykę 7-latkowi (a takie rzeczy niestety widziałam) nie spodziewajmy się, że wiele z niej zapamięta (i jeszcze użyje!). Ponadto proszę pamiętać, że dzieci, które przychodzą na zajęcia, nie są "pustą kartką", na której wypiszemy dzisiejszą lekcję:) One przychodzą z pewnym bagażem doświadczeń, problemów, zmartwień. Z tego powodu mogą mieć gorszy dzień, być bardziej drażliwe i roztargnione.

  5. Dziecko nie powinno być oceniane negatywne. I tak w szkole będą :) Zajęcia dodatkowe nie są od dobijania dzieci. Takie jest moje zdanie, i kropka. Trzy jedynki z rzędu nikogo nie uczą jak się uczyć, jak opanować materiał. Nie motywują – one de motywują. Gwarantuję, że zwykła rozmowa z Rodzicem i wskazanie, jak nadrobić materiał, daje więcej niż jedynka.

    Małe dzieci niepowodzenia interpretują bardzo personalnie. Bardzo. Uważają to za święte słowa, które są prawdą. Małe dziecko ocenia siebie na postawie tego, co słyszy. Jak pani w szkole powie, że dziecko nie umie czytać po angielsku, to dziecko w to uwierzy. Jeżeli Rodzic powie dziecku "ten angielski coś ci nie leży", to dziecko w to uwierzy.

  6. Dziecko powinno wiedzieć, po co się uczyć. Znaleźć swoją własną motywację do nauki. I nie powinna to być motywacją oceną, czy "bo mama chce, abym tu chodziła." Czasem dla małych dzieci i młodszych klas wystarczającą motywacją jest, że się bawią. Bo na ogół większość lubi się bawić:) Starsze, znajdują sens, gdy nauka połączona jest z ich pasją – muzyką, filmami, książkami. Zazwyczaj te jeszcze starsze myślą w końcu o tym, że fajnie by było pracować i używać angielskiego. No i zdać tę maturę – z angielskiego.

 

 

 

 

Jest kilka fajnych książek o tym, jak nasz mózg się uczy. Jak mózgi naszych dzieci się uczą. Dlaczego tak ciężko idzie im często w szkołach. Warto je przeczytać, aby wiedzieć, jak pomóc naszym dzieciom:

  1. M. Żychlińska, Neurodydaktyka

  2. M. Spitzer, Jak uczy się mózg

  3. D. Sousa, How the Brain Learns

 

Często dzieci się mnie pytają, czy ja byłam dobra z angielskiego w ich wieku. Nie będę kłamać – byłam średnia. Moje oceny szkolne z podstawówki nie sugerowały tego, abym w ogóle kończyła studia wyższe :-) Nie chodziłam do przedszkola, w pierwszej klasie ledwo dukałam, a nie czytałam. Pamiętam rzesze psychologów, którzy nie wiedzieli, co ze mną robić, gdyż wtedy leworęczność była prawie jak "choroba". Na szczęście – teraz tak uważam – moi rodzice tych licznych wezwań do poradni nie słuchali. Moje zdolności matematyczne i logicznego myślenia były na tak niskim poziomie, że obecnie miałabym zdiagnozowaną dyskalkulię (i może coś jeszcze). Angielski bardzo lubiłam, ale nie ten na lekcji – to mnie nudziło. Ale jak byłam w 6 klasie, to sobie sama zaczynałam tłumaczyć teksty, nie tylko piosenek, ale i angielskich poematów. Ze słowikiem w ręku – nie internetem :) Na szczęście dostałam się do liceum (angielski egzamin zdałam na 3), a moja średnia w liceum w 1 klasie nie powalała – 3,5. Ja bardzo lubiłam się uczyć, ale nie tego, co w szkole. Książek czytałam mnóstwo, zarówno po angielsku, jak i po polsku. Chyba dlatego nie starczało mi nigdy czasu na naukę tego, co wymaga szkoła :) "Pod szkołę" zaczęłam się uczyć może dopiero w III/IV klasie liceum. Po maturze składałam dokumenty na UJ oraz Akademię Pedagogiczną, gdzie zdawałam egzaminy. Na AP zdałam egzamin z najwyższym wynikiem, a na UJ byłam w pierwszej dziesiątce najlepszych osób. Ani na maturze z polskiego, ani na egzaminach wstępnych nie wspomniałam o tym, co było w postawach programowych szkolnych, gdyż wszystkie moje wypowiedzi (pisemne/ustne) wykraczały ponad materiał "przerabiany" w szkole.

 

 

 

Cieszę się, że żyłam w innych czasach, gdzie była wolność wyboru, o czym chcę pisać/mówić na egzaminach, a nie ograniczać się jedynie słusznym "kluczem odpowiedzi". W 6 klasie szkoły podstawowej nikt mi nie kazał rozróżniać czasu Present Simple od Present Continuous – zaczęłam robić to może dopiero w 1 klasie liceum. Tak więc podziwiam nasze dzieci, że mają cierpliwość, aby to wszystko wkuwać. A ci, co nie mają – nie znaczy, że w przyszłości nie będą się dogadywać po angielsku:)

 

W temacie niepowodzeń szkolnych pisałam tutaj:

"Uczysz się bez zrozumienia"

 

 Paulina Łoboda

 

 

 

Write a comment

Comments: 0